niedziela, maja 18, 2014

...i odpuść nam Ojców winy...

0
Tytuł: Akta Odessy
Tytuł oryginału: The ODESSA File
Autor: Frederick Forsyth

Rok wydania oryginału: 1972

Moja ocena: 6+/10


Osiemnaście lat to okres potrzebny do osiągnięcia pełnoletności. W dorosłe życie wchodzi nowy obywatel, najczęściej buntowniczo nastawiony do ideałów i racji pokolenia swoich rodziców. Dokładnie tyle upłynęło też od zakończenia II wojny światowej do czasu opisanego przez brytyjskiego mistrza sensacji w „Aktach Odessy”. Osiemnaście lat od klęski Niemiec, osiemnaście lat prób budowy nowego, lepszego świata i osiemnaście lat ujawniania i ścigania zbrodniarzy przeciwko ludzkości. Dla pełniejszego obrazu dodać należy, że książka na świecie wydana została w 1972 roku, a więc dwadzieścia siedem lat od zakończenia wojny, spore grono jej czytelników znało więc wojnę już tylko z lekcji historii i wspomnień bliskich. A jak odbiera się ją dzisiaj, gdy emocje wokół poruszanych tematów zdążyły już ostygnąć?


Młody i utalentowany, a przy tym mający nosa do dobrych, interesujących ludzi tematów, niemiecki dziennikarz trafia przypadkiem na pamiętnik niemieckiego Żyda opisujący jego przeżycia w kilku obozach koncentracyjnych, głównie w Rydze. W obozie tym komendantem był sadystyczny oficer SS, Eduard Roschmann, znany także jako „Rzeźnik z Rygi”. Na krótko przed samobójczą śmiercią autor pamiętnika spotyka swojego dawnego oprawcę na ulicach Hamburga. Jak wielu innych swoich towarzyszy uniknął kary i nieskrepowanie korzysta z uroków życia.

Nasz młody dziennikarz, Peter Miller, postanawia podążyć tropem tej historii widząc w niej dobry materiał na sensacyjny, mogący przynieść mu rozgłos, artykuł. Już na początku swojego dziennikarskiego śledztwa spotyka się z niezbyt przychylnym nastawieniem otoczenia. Ze sprawę niczego wspólnego nie chce mieć ani policja, ani jego wydawca, powołani do ścigania zbrodniarzy urzędnicy nie zamierzają (lub nie mogą) się w to angażować. Nawet matka próbuje wybić mu ten pomysł z głowy... Peter się jednak nie poddaje, po przeczytaniu pamiętników z Rygi okazuje się, że ma także osobiste powody do wymierzenia sprawiedliwości Roschmannowi i jego kolegom. Krok po kroku zagłębia się w temat trafiając w końcu na trop organizacji-widma, tytułowej ODESSY, tworzonej przez byłych esesmanów i dbającej o interesy swoich Kameraden. W tle wydarzeń pojawiają się dodatkowo wątki bliskowschodnie: wrogie relacje Egiptu i Izraela, niemieccy naukowcy pracujący dla tego pierwszego oraz działalność izraelskiego wywiadu, Mossadu. Nasz bohater nie ma bladego pojęcia w jak poważne tarapaty się ładuje. Co z tego wyniknie pozostawiam do odkrycia potencjalnym czytelnikom.

Przyznaję, że mam spory problem z oceną tej książki. Z jednej strony Forsyth stworzył bardzo przekonujące tło dla swojej historii, w dużej mierze oparte na faktach. Sama postać Eduarda Roschmanna jest jak najbardziej autentyczna, pojawia się też jeszcze kilka innych postaci, które w momencie wydawania książki żyły naprawdę. Przekonująco zaprezentowane zostały struktura i sposoby działania ODESSY, to jak zbrodniarze wtopili się w niemieckie społeczeństwo i uniknęli kary, jak zbudowali sobie nowe tożsamości i oddziałują na życie społeczeństwa. Także i to niemieckie społeczeństwo zostało sportretowane bardzo dobrze. To dlaczego nie jest ono zainteresowane bezkompromisowym ściganiem zbrodniarzy, jak próbuje odwracać wzrok udając, że wszystko jest już w porządku i nie warto znowu wyciągać na wierzch starych śmieci. Starsze pokolenie chce uciec od tematu gdyż w przeciwnym razie musi samo sobie zadać pytanie czy bierny udział w tym szaleństwie nie czyni ich współwinnymi? Młodzi z kolei wstydzą się swojej historii, mają dosyć opuszczania przed światem oczu z powodu grzechów swoich ojców i dziadków. Ten rozrachunek z własnymi winami narodu to, w mojej opinii, najciekawszy wątek powieści. W trakcie czytania nasunęły mi się analogie do tego, jak ciężko było i jest do dziś rozliczyć w Polsce zbrodnie i grzechy komunizmu...

Sporo się tych plusów książki nazbierało, ocenę jednak wystawiłem bliższą średniej niż bardzo dobrej, przejdźmy więc teraz do minusów. Główne zastrzeżenia budzi postać głównego bohatera pozytywnego. O ile Forsyth zaskakująco dobrze i ciekawie nakreślił sylwetki wielu innych postaci to główny bohater jest zaprezentowany nieprzekonująco. Jego zaciętość w działaniu i zgoda na ponoszenie nawet największego ryzyka są przez większość książki nieczytelne i wyjaśniają się dopiero w samej końcówce. Autor ma też olbrzymi problem z tworzeniem wiarygodnych postaci kobiecych. W książce sprowadzają się tylko do tworzenia tla wtedy gdy autor tego potrzebuje ze względów fabularnych. Niestety psuje to bardzo odbiór książki, tym bardziej gdy ma się jeszcze w pamięci np. trylogię „Millenium”.

Także sposób poprowadzenia głównego bohatera przez kolejne etapy odkrywania tajemnicy w niektórych miejscach sprawia wrażenie zbyt prostego i czytelnego. Postać porusza się od punktu A do B, od B do C, w punkcie C bezproblemowo znajduje wskazówkę jak dojść do puntu D itd. Brakuje tutaj momentami mylenia tropów czy też zaskoczenia czytelnika nagłym zwrotem akcji. To i wspomniany wcześniej tekturowy główny bohater sprawiają, że końcowa ocena jest sporo niższa niż mógł na to pozwolić potencjał, który w niej drzemie.


Miłośnikom sensacji i zainteresowanym sytuacją społeczną odradzających się Niemiec do szybkiego przeczytania na plaży polecam. Pozostałym czytelnikom już niekoniecznie. Jeżeli ktoś szuka ciekawej sensacyjnej książki jako odskoczni od innych gatunków literackich to z pewnością bez problemu znajdzie coś bardziej wciągającego.

No Response to "...i odpuść nam Ojców winy..."

Prześlij komentarz